Jakiś czas temu na lotnisku w Monachium przeglądałam magazyn Sweet Paul. Kartka po kartce, aż natrafiłam na pastę z bobu i zielonego groszku. A cóż to był za widok. Pięknie zielone, z rzodkiewką. Marzenie…
Za zielonym groszkiem nie przepadam. A bób, cóż… ostatnio widziałam świeży, ale na szczęście zerknęłam na cenę przez zakupem i odłożyłam. Mrożony też dobry. Przepis jest moją luźną interpretacją tego, co widziałam.
Pasta z bobu z rzodkiewką, rukolą, parmezanem i oliwą truflową
paczka mrożonego bobu
50g masła
ostra papryka
szalotka
sól
dodatkowo:
pieczywo
rzodkiewka
rukola
parmezan
oliwa truflowa
Do wrzącej, osolonej wody wsypać bób i ugotować go do miękkości. Odcedzić i włożyć do zimnej wody. Wrzucamy do gotującej się wody, żeby maksymalnie skrócić czas gotowania i żeby bób zachował zielony kolor. Bób obrać ze skórki. W misce rozetrzeć bób z masłem, dodać pokrojoną w drobną kostkę szalotkę i doprawić do smaku. W moim przypadku było to dużo pieprzu i papryki.
Przygotowaną pastą posmarować pieczywo, ja akurat skorzystałam z bagietki. Na to pokrojona w plasterki rzodkiewka, rukola, kawałki parmezanu (choć spróbowałabym też koziego sera, a może oscypka). Na zakończenie moja największa słabość – kilka kropli oliwy truflowej. Jeść z apetytem.