Włochy dla mnie mają w sobie coś magicznego. Nie wiem czy to kwestia słońca, jedzenia, temperamentu. Wszyscy zachwycamy się obrazkami z Toskanii, wzgórzami, winoroślami. Dla nas takim szczególnym miejscem jest San Gimignano. Po raz pierwszy byliśmy tam 4 lata temu. Chyba najbardziej podziałała informacja w przewodniku, że jest to włoski Manhattan. Na wzgórzu, w murach, ktoś poustawiał ciasno budynki, wieże. Rok temu, jak i teraz wróciliśmy świadomie. Dom na wzgórzu, surowe ściany, słońce, lenistwo, lawenda i rozmaryn. Przyznaję, nie byłam nigdy fanką, ani lawendy, ani rozmarynu. Tym razem się przełamałam. Czekaliśmy na gości, potrzebowałam deseru. Mimo cudowności wakacyjnej rustykalnej kuchni możliwości miałam niewielkie. Tak powstał deser z brzoskwiń gotowanych w vin Santo z rozmarynem i lawendą, grillowanych i z kogla mogla utartego widelcem z mascarpone.
Brzoskwinie marynowane w rozmarynie i lawendzie
4 brzoskwinie
½ l win Santo lub słodkiego wina
Kilka gałązek rozmarynu
Kilka gałązek lawendy
3 żółtka
6 łyżek cukru
2-3 łyżki mascarpone
Pistacje do dekoracji
Kwiaty lawendy do dekoracji
Brzoskwinie nie mogą być zbyt miękkie, bo rozpadną się podczas przygotowania. Brzoskwinie przepołowić, wyjąć pestkę. Ułożyć w naczyniu wraz z gałązkami lawendy i rozmarynu. Zalać winem i odstawić na jakiś czas. Gotować przez kilka minut. Żółtka utrzeć z cukrem na kogel mogel. Dodawać stopniowo mascarpone. (oczywiście lepiej dodać kogel mogel do mascarpone – lżejsze do cięższego, ale kogel mogel robiłam widelcem i udało się stopniowo dodać mascarpone i utrzeć go bez grudek z koglem moglem). Na talerzu rozłożyć maz z kremu. Na patelni grillowej podpiec owoce. Ułożyć na kremie. Posypać siekanymi pistacjami i ozdobić kwiatami lawendy.
PS. Lawendę można oczywiście użyć suszoną, a wino po gotowaniu jak najbardziej wypić 🙂