Nie pamiętam kiedy zachwyciłam się zieloną herbatą matcha. To chyba było zdjęcie tarty z zieloną galaretką z herbaty, z owocami liczi i z malinami. Potem chyba ciasto Asi z Kwestii Smaku – nazywało się chyba „runo leśne”. Okazało się, że to dość kosztowny wydatek i zawsze odkładałam go na potem. Aż wreszcie nastał ten czas…
Pomysł na ten deser – widziałam zdjęcie na jakimś blogu, tyle, że creme brulle nie był pieczony tylko ugotowany jak budyń, a pomarańcza była czerwona chyba. Całość podana w wafelku. Ja postanowiłam skorzystać ze sprawdzonego przepisu Asi z Kwestii Smaku.
Creme Brulee z zieloną herbatą i pomarańczą
500 ml wysokoprocentowej śmietany kremówki 36%
6 żółtek
1/3 szklanki białego cukru
5 łyżek brązowego cukru
1 laska wanilii (a ja czasem oszukuję i dodaję „cukier z prawdziwą wanilią”)
pomarańcza
łyżeczka zielonej herbaty (matcha)
Przepis na krem cytuję w całości za Asią – dodałam tylko własne komentarze w nawiasie:
W rondelku powoli zagotowuję śmietankę z białym cukrem i wyłuskanymi ziarenkami z przeciętej wzdłuż laski wanilii. Gdy zacznie się gotować na brzegach, zdejmuję z ognia i lekko studzę. Dodaję kopiastą łyżeczkę herbaty w proszku. Żółtka ubijam, ale nie do końca, nie na puszysto. Śmietanę przelewam przez sitko. Dolewam powoli ciepłą śmietanę z cukrem, po łyżce, za każdym razem mieszając, jednocześnie starając się nie napowietrzać kremu. Ma on być gładki, sztywny i błyszczący a nie puszysty (to prawda jak będzie zbyt puszysty to opadnie w trakcie pieczenia).
Masę przelewam do naczynia i zapiekam około 40 -50 minut w 100 stopniach. Po upieczeniu chłodzę. Przybieram kawałkami pomarańczy, posypuję brązowym cukrem i karmelizuję przy użyciu palnika. A jeśli nie macie palnika podgrzejcie piekarnik do około 220 stopni, ustawcie na grill i zapiekajcie przez chwilę, aż się cukier skarmelizuje.
Było dobre, ale… o ile w kuchni „kręcą” mnie dziwne połączenia i smaki, w przypadku creme brulle póki, co zostanę tradycjonalistką 🙂