Gdybym była tam jeszcze raz, zrobiłabym wszystko inaczej. I na pewno zdjęcia byłyby lepsze. Tak naprawdę w samym Santiago de Chile spędziliśmy może 2-3 dni. Byliśmy na wzgórzy San Cristobal, gdzie rozpościerał się widok na miasto i okolicę. Było to o tyle “inne”, że miasto jest podzielone na parcele i jest bardzo symetryczne. Widzieliśmy dzielnicę rządową, katedrę. Jedliśmy obiad w restauracji, która nie dość, że znajduje się na ostatnim piętrze wieżowca to jeszcze się obraca. I oczywiście wypiliśmy nie jedną cervezę.

Gdybym miała opisać z czym mi się kojarzą te miasteczka powiedziałam bym, że z wołowiną, ogromną ilością bezpańskich psów i niezliczoną ilością kabli nad głowami.

Byliśmy również w miejscowości Banios Morales, które słynie z ciepłych źródeł. Podobno to najlesze miejsce w Chile. Było dość chłodno, rozebranie się wymagało jednak odrobiny odwagi, ale rzeczywiście woda, sceneria sprawiły, że było pięknie. Byliśmy bardzo, bardzo zmęczeni. Noc spędziliśmy w Refugio Aleman i uwierzcie, że spaliśmy jak dzieci, od 21 😉

Poranny widok był naprawdę niezwykły. Po śniadaniu mieliśmy zaplanowany trekking na punkt widokowy Laguna El Morado. Stąd mieliśmy doskonały widok na andyjski szczyt Cerro El Morado – 5 600 m n.p.m.. Nie był to jakiś wyjątkowy wysiłek, ale zdecydowanie każdy z nas zasłużył wtedy na dużą cervezę 😉 Myślę, że to było dość niezwykłe, że w tak krótkim czasie mogliśmy się po prostu przenieść z miasta i znaleźć się w zupełnie innym krajobrazie.

Dodaj komentarz