Do San Francisco przyjechaliśmy z listą miejsc do odwiedzenia i zjedzenia. Przed Wami nasza lista ochów! i achów!
- Mr. Holmes Bakehouse To chyba jeden z najsłynniejszych neonów. I miejsc. Gdy byliśmy tam pierwszy raz w październiku nie mogłam się nadziwić kolejce przed sklepem, która czekała na…cruffiny o 9! Kolejka była na tyle długa, że rozdawali nam naklejki i tylko osoby je posiadające mogły kupić po dwa muffiny na osobę. Każdego dnia wypiekany jest inny smak cruffina. Byliśmy tam nie raz więc próbowaliśmy smaku czekolady, mango, czarnego sezamu i matchy. Polecamy również croissanty o smaku churros oraz z szynką, pączki!!! I co ważne, w ciągu tygodnia nie było już takich kolejek. Mr. Holmes Bakehouse znajdziecie również w Los Angeles.
O Michelle Polzine pierwszy raz przecztałam u Małgosi Minty. Oczywiście jest charakterystyczna więc łatwo ją zapamiętać. Ogniste włosy, krótka grzywka i fantastyczny uśmiech. Naprawdę! Akurat robiła ciasto – strudel 🙂 Zapytałam ją czy mogę zrobić zdjęcie, co przygotowuje oraz opowiedziałam dlaczego tutaj jestem. Jedliśmy oczywiście rosyjskie ciasto miodowe. Które wciąż jest na mojej liście do zrobienia.
Byliśmy w Tartine w sumie dwa razy. Raz w październiku i teraz w kwietniu. Po czym poznać, że jesteś na miejscu? Po kolejce, która wydaje się nie mieć końca. Nie ma żadnych szyldów, neonów, napisów. Nic. Najlepszy dowód na to, że te produkty bronią się same. Co jedliśmy? Ponownie tartę kokosową – obłędna! (Niestety nie ma na nią przepisu w książkach Tartine. Spód tarty oblany jest czekoladą, na to karmeli krem z gotownych wiórków kokosowych. Próbowałam kilka przepisów, żeby ją odtworzyć, ale jeszcze nie dałam rady.) Tartę z kremem frangipane i owocami, bezę – Rocher, croissanta z szynką. Wcześniej próbowaliśmy też kanapki. Zdecydowanie warto!
W dwóch słowach – fantastyczna kawa. Miejsce poleciła nam koleżanka mieszkająca właśnie w San Francisco. Możecie wybierać w małych punktach jak i w dużych kawiarniach i co ważne możecie zabrać ziarna ze sobą do domu.
Być może nie jest to jakieś szczególne miejsce i raczej specjalnie bym tam nie pojechała, ale… śniadania były wyjątkowo przepyszne i zdecydowanie długo “trzymały” 😉 Dla mnie to trochę tak jakbym się znalazła się we wnętrzu prosto z amerykańskiej książki. Możesz siedzieć przy barze, podchodzi do Ciebie Pani w fartuszku, Pan podchodzi i dolewa kawę, która nie ma końca. Bo gdy tylko się kończy ktoś na pewno Ci doleje.
Trafiliśmy tam przypadkiem i zdecydowanie było warto. Jedliśmy bułki śniadaniowe. Jajka. bekon, avocado, co tylko zechcesz 🙂 Panowie byli tak mili, że uwzględnili również wymagania naszych dzieci. Jedynym minusem był brak kawy, ale na szczęście tuż obok była kawiarnia i absolutnie nie było problemu, żeby tę kawę pić w Bandit.
Hog Island – San Francisco Oyster bar
To nasze ostatnie odkrycie. Pyszne miejsce, pod warunkiem, że lubicie ostrygi. A uwierzcie, jest z czego wybierać. Samo miejsce jest już malownicze, bo mieści się w budynku Ferry Building. Poza restauracjami znajdziecie tam również sklep i w niektóre dni również market z produktami lokalnych producentów.
Byliśmy tam kilka razy. Kawa przepyszna, a kanapki jeszcze lepsze. Możecie wybierać w słodkich albo wytrawnych tostach, kanapkach. Co ważne dla mnie jest też opcja bezglutenowa każdej z nich.
To miejsce odkryliśmy przypadkiem. Byliśmy na całodniowej wycieczce rowerowej. Ilekroć jechaliśmy w dół płakałam, bo wiedziałam, że za chwilę będę musiała na pewno wjechać pod górę. Urok San Francisco 😉 Wracaliśmy do hotelu i tam była ta winiarnia. Cudowna obsługa, fantastyczne wino i przekąski, które powstają na Twoich oczach. To zdecydowanie był jeden z lepszych wieczorów.
San Francisco jest wyjątkowe. Moja lista jest bardzo subiektywna, ale zapewniam Was, że wszystko, co jadłam i opisałam było wyjątkowe.