Do konkursu zabierałam się wielokrotnie. Za każdym razem tłumacząc sobie, że mam jeszcze dużo czasu i na pewno coś wymyślę. Był miesiąc, a ja zmobilizowałam się w ostatniej chwili…
Przyszłam z pracy, zrobiłam przegląd w lodówce, w szafkach. Tak powstał chłodnik, ravioli i sernik. Cieszyłam się, że udało mi się zrobić zdjęcia w ciągu dnia i błagałam chłopaków, żeby poszli wcześnie spać, żeby, móc wszystko opisać. Nie poszli. Siedziałam w łóżku denerwując się i na siebie i na nich. Ostatni wpis zamieściłam 14 minut przed północą – udało się! Z jednej strony bardzo chciałam wygrać, z drugiej bałam się nieznanego. Z takimi uczuciami dowiedziałam się, że jestem jedną z dziesięciu osób, a jednocześnie pierwszym rezydentem. Plac Wolności zmienił się w plac WOLNO, gdzie wolno płynie czas i wszystko wolno. Rosły dachy, sceny, ściany, rozkwitały ogrody i zawisły hamaki. Tak rozpoczęły się moje dwa dni na Generatorze Malta.
Ideą było, że moje dania będą przygotowane przez LOKAL Kuchnię znajdującą się na Placu Wolności i sprzedawane wraz z innymi potrawami. To był pierwszy dzień i byłam pierwsza i każdy z nas uczył się jak to powinno wyglądać. Miałam swoich aniołów stróżów – Asię, Kasię i Karolinę, a każda z nich na swój sposób wyjątkowa! Spędziłam dzień w Lokal Kuchni, miałam okazję pracować z kucharzami, którzy nie dość, że byli bardzo mili to poświęcali mi swój czas, żeby uczyć mnie i odpowiadać na moje pytania. To prawda, że jedzenie zbliża ludzi, podczas wspólnego lunchu poznałam kolejne osoby, które noszą w sobie wielką pasję! Drugi dzień wyglądał podobnie. Kuchnia, jedzenie, kolejne rozmowy. Było zimno i deszczowo, ale nie miało to większego znaczenia. Dzień zakończył się prezentacją mojej osoby. Asia rozmawiała ze mną, skąd blog, skąd pomysły na gotowanie. Była też degustacja chłodnika, łososia z sosem szafranowym (bo ravioli okazało się zbyt trudne do serwowania) i tarty czekoladowej. Nie obyło się bez wzruszeń, bo w trakcie rozmowy uświadomiłam sobie, że będzie mi bardzo smutno nie przyjść tutaj następnego dnia… Po przerwie podeszła do nas pani Ewa Wycichowska, która jadła łososia i powiedziała, że to danie jest jak choreografia w najlepszym stylu. To samo o łososiu przeczytałam w gazecie wyborczej „O matko, jakie to było pyszne! Jaka szkoda, że już zjadłam! – rozpływała się w głośnych zachwytach nad łososiem w warzywach. I wszyscy zaraz zapragnęliśmy w redakcji pognać na plac Wolności po kopię jej obiadu. Ale wielu z nas nie miało czasu.” Całość tutaj.
Była również Pani, która była na pierwszych warsztatach jakie prowadziłam w SPOT. I jak się nie wzruszyć? Rozmawiałam z Państwem, którzy przyjechali z Cape Town w poszukiwaniu swoich korzeni w Poznaniu. Rozmawialiśmy o jedzeniu, o podróżach. Jechałam do domu zapłakana i zasmarkana 😉 mając świadomość, że właśnie wydarzyło się coś ważnego.
Generator Malta uzależniał. Chciało się tam być, chciało się w tym uczestniczyć. Ja miałam jeszcze taką możliwość. Upiekłam makaroniki na spotkanie przy jeżyckim stole. W każdej dzielnicy miały powstać ogródki. Na Jeżycach się nie udało, powstał za to stół. Spotkaliśmy się więc przy wspólnym stole, jedliśmy makaroniki, pizzę i fenomenalny hummus Wojtka. I znów myślisz chwilo trwaj!
Generator zakończył się w sobotę. Wróciłam z dwutygodniowych wakacji, żeby „pognać” po raz ostatni na Plac Wolności, spotkać się, pożegnać i dobrze się bawić. Co ważne Generator Malta wygenerował nowe pokłady siły, nowe pomysły, nowe znajomości. Dziękuję Wam za wspólnie spędzone chwile, za wszystkie dobre słowa, za wszystkie rozmowy, wino, za Waszą energię, za cudowny wpis (do przeczytania tutaj) i za to, że wciąż jesteście!